niedziela, 20 kwietnia 2014

Do you know what I think?

    Witam Was drodzy Czytelnicy! Jak dobrze wiecie dziś jest Wielkanoc!! Tak, tak JARAMY SIĘ.... no może niekoniecznie... Skoro już tu jestem, to chciałabym Wam wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia. Dużo miłych chwil, zero płaczu i smutku, samych sukcesów, rozwagi w podejmowaniu życiowych decyzji oraz po prostu szczęścia. A jutro mokrego Dyngusa i to bardzo mokrego!! Chociaż jak tak patrzę na pogodę za oknem to wystarczy, że wyjdzie się na chwilę na dwór i gwarantuję, że nie wróci się suchym.


    W sumie dziś nie mam żadnego tematu dla Was. Więc będę pisać wszystko, co przychodzi mi do głowy. No może nie wszystko, ale tą odpowiednią część.


Coś, co mnie wzrusza... 
Coś, co mnie boli... 
Coś, co mam w sercu... 
Nigdy na dłoni...


     Tak sobie dziś myślałam trochę i doszłam do wniosku, że uczucia to coś, co może człowieka doszczętnie zniszczyć. Jeżeli pokażesz, że Ci zależy, to to stracisz. Cieszysz się chwilą, a kiedy mija płaczesz w poduszkę, bo wszystko traci sens. Człowiek, który traktuje wszystkich na równi, nie darzy nikogo żadnymi uczuciami (nikogo nie kocha, nikogo nienawidzi), jest spokojniejszy. Jest wolny... niezależny od nikogo. Do nikogo się nie przywiązuje. Może to jest jakieś życie. Może to jest ma jakiś sens. Nikt Cię nie zrani... Tylko, że wtedy to Ty zranisz kogoś, kto darzy Ciebie uczuciami... Tak więc to jednak jest głupie. A gdyby tak wszyscy byli wobec siebie obojętni? Jedno jest pewne-ludzie żyli by dłużej. Tylko jedno pytanie: czy nie zachowywalibyśmy się jak jakieś roboty? Wygląd człowieka, tylko zamiast serca procesor.


    Ta... moje rozważania zaprowadziły mnie do nikąd. Chociaż może jednak coś z tego wyciągnę... Wiem, że to wszystko jest głupie... Przynajmniej macie okazję zobaczyć co znajduje się w mojej głowie.



czwartek, 17 kwietnia 2014

Najlepsze rzeczy z dzieciństwa

    Witam wszystkich, których jeszcze nie zanudził mój blog. Od pewnego czasu chodził mi po głowie pewien pomysł na posta. Ale wcześniej nie miałam czasu by się za niego wziąć. Teraz to się zmieniło, a więc do dzieła.
     Postanowiłam ułożyć swoją listę najlepszych rzeczy z dzieciństwa. Nie umiem teraz stwierdzić ile ich jest, ale to wyjdzie w trakcie. Myślę, że nie mogę ich uszeregować od takich "naj naj" do tych trochę mniej lubianych, więc nie sugerujcie się kolejnością.


1.    Zabawy na podwórku z dzieciakami z sąsiedztwa - tak... to były czasy... Zabawy do zmroku.... Każdy chciał się jak najdłużej bawić... Nikt nie myślał o tym, by szybko wrócić do domu... A teraz? Dzieciaki nawet już 2-3 letnie są oswajane z komputerem i telefonami. Tym trochę starszym nie chce się nawet wyjść na powietrze... Cały czas tylko komputer i telefon... nic po za tym... A ja bym chciała wrócić do tych czasów, kiedy liczyła się dobra zabawa na powietrzu... Kiedy najgorszym dniem w życiu był ten, w którym cały czas lało albo było zimno. A jakie zabawy pamiętam? Na pewno jest to granie w "gumę", zabawy w "chowanego", "berka", "klasy", "kolory", różne wyliczanki, budowa różnych zamków z piasku, w których zamykaliśmy mrówki albo inne napotkane zwierzaczki, popisy na trzepaku typu: kto dłużej wytrzyma wisząc, kto zrobi "fikołka" itp.



2.    Zabawa w policjanta i złodzieja - ta zabawa została wymyślona przez nas. W sumie najpierw polegała ona na tym, że byliśmy podzieleni na dwa zespoły: 1-policjanci, 2-potencjalni złodzieje. Dokładnie nie pamiętam, ale mniej więcej chodziło w tym o to, że "złodzieje" łamali jakoś prawo ( w zabawie było to np. zerwanie liści z drzew, albo jakieś niby bójki czy coś w tym stylu), ale starali się robić to tak by żaden z "policjantów" tego nie zauważył. Jeśli jednak "złodziej został przyłapany, wtedy był pościg i trafiał do więzienia (były to schody przed moim domem z wymyślonymi kratami itp.). "Złodzieja" mógł odbić jego kompan z drużyny, jednak to było trudne. Musiał podkraść się niezauważalny do "więzienia" i go uwolnić, jednak zawsze jakiś "policjant" stał na warcie i wtedy dochodziło do bójek i zazwyczaj zamknięcia drugiego "złodzieja". Później do tej zabawy wprowadziliśmy rowery. Polegało to na narysowaniu drogi na terenie podwórka i jeżdżeniu według przepisów po niej. Zazwyczaj "policjantem" była jedna osoba. Mieliśmy dokumenty, czyli liście z drzew, najczęściej z bzu (moja babcia nie raz nas za to nieźle "przechrzciła", ale co tam :D ) Jeśli ktoś został złapany na łamaniu jakiegoś przepisu, wtedy dostawał upomnienie, a za drugim razem trafiał do "więzienia". Zasady gry się nie co zmieniły, ale nazwy nikomu nie chciało się dostosowywać.
3.    Budowa domków na drzewach i nie tylko - kiedy tylko wychodziliśmy ze szkoły od razu pędziliśmy do naszej bazy na drzewie. Chowaliśmy się tam i obserwowaliśmy innych ludzi. Zawsze było dużo śmiechu. Pamiętam też jak kiedyś mój brat zbudował taki domek na podwórku. Był świetny! Znajdowała się tam ławka i stół. Jedynym minusem było to, że dach był wykonany z takiej czarnej folii i w upalne dni było tam strasznie gorąco... Niestety zazwyczaj brat nie pozwalał mi tam przesiadywać, wtedy musiałam go przekupywać zrobieniem koktajlu truskawkowego.


4.    Gry planszowe - zazwyczaj chińczyk, szachy i warcaby, a także różne "planszówki" z książek itp. Kiedy pogoda nie dopisywała, to grało się właśnie w to. Było wesoło, chociaż każdy się czasami wkurzał, kiedy przegrywał.
5.    Zabawy sportowe typu gra w piłkę nożną i koszykówkę na boisku albo na podwórku, zbijak, "głupi Jaś", wyścigi biegowe, rowerowe, gra w tenisa stołowego z bratem na stole rozkładanym, gdzie siatką był ręcznik - byłam najmłodsza z grona osób bawiących się i zawsze byłam na niekorzystnej pozycji.
6.    Kolekcjonowanie, zbieranie - pewnie gdzieś jeszcze w domu poniewierają się jakieś karty tazo z pokemonów, spinery, różne karty kolekcjonerskie z chipsów. Pamiętam jak w szkole zawsze były spory o to, kto miał najlepszą kolekcję albo wymienialiśmy się nimi.

7.    Gry w karty - wojna, oczko, pan, tysiąc, remik, kent, poker... chyba każdy lubił w coś takiego grać. My najczęściej graliśmy o coś (jakieś słodycze, jakieś karty z punktu wyżej). Czasami graliśmy także na "bite" (co czasem bolało) to w przypadku oczka, bądź na jakieś wyzwania. 
8.    Piosenki - mam kilka ulubionych piosenek, których słuchałam jak byłam mała. Jedna z najlepszych ,której słucham do dziś, to Jeden Osiem L - Jak zapomnieć. Od samego początku mi się spodobała i jest super!! Kolejnymi są: Pójdę tylko tam oraz Policeman Jamala ( od zawsze na zawsze  ), Liber i Sylwia Grzeszczak - Co z nami będzie,  Mezo i Kasia Wilk - Sacrum itd. A także wiele piosenek Dody (nie zlinczujcie mnie za to) i Agnieszki Chylińskiej. Jest tego sporo.
9.    Bajki - jak tak teraz patrzę na te bajki, co lecą w telewizji, to nie wiem czy mam się śmiać czy raczej płakać. Te bajki są po prostu nienormalne. I jak młody człowiek ma wynieść z nich coś dobrego? Ja tego nie wiem. Pamiętam, że moimi ulubionymi Wieczorynkami były: Tabaluga, Kubuś Puchatek (nie pamiętam całego tytułu, ale ta pierwsza wersja, w której była taka książka i pamiętam, że była w niedzielę i nie mogłam się doczekać zawsze), Bracia Koala, Smerfy, Wilk i zając, Reksio, Krecik, Kaczor Donald przedstawia i w sumie nie pamiętam więcej. A takie inne bajki to na pewno: Król Lew, Gdzie jest Nemo?, Shrek, Epoka lodowcowa itd. Wszystkie wspomniane obejrzałabym ponownie, bo są naprawdę świetne.


    W sumie nie wiem co jeszcze. Jak na razie tylko tyle przychodzi mi do głowy. I tak wiem, że post wyszedł mega długi, ale co tam.



wtorek, 15 kwietnia 2014

Patrz przed siebie, a nie wstecz...

    Powoli wracam do systematycznego pisania postów. Nie mam konkretnego tematu, ale coś mnie zaciekawiło ostatnio. Czytałam bloga kolegi i znalazłam w nim coś takiego innego, czego jeszcze nie widziałam. Pisze On posty o swoim życiu. Ale nie w sposób normalny. To wygląda... brzmi jak rozmowa z samym sobą. Próbuje znaleźć błędy w swoim życiu i je naprawić. Może nie zawsze Jemu się to udaje, ale stara się i to jest świetne!! Nie poddaje się tylko pracuje dalej, aby było lepiej. Czasami jest źle, a czasami dobrze, jednak nigdy nie traci wiary w to, że będzie idealnie.



    Zawsze twierdzi, że użalanie się nad sobą nie ma sensu i ma 100% racji. Tylko, że... no właśnie, jest mały szczególik. Każdy w jakimś stopniu nienawidzi swego życia, uważa, że Jego życie jest beznadziejne. W sumie nie jest to złe, bo dzięki temu nie zachowujemy się jak byśmy byli "pępkiem świata". Tylko ważne w tym jest to, aby się nie zatracić we własnym życiu. Są też ludzie, którzy mogą mieć trudniejsze życie, ale walczą i istnieją nadal. Sama wiem, że to nie jest łatwe trzymać się "pionu". Często przechodzę chwile załamania, ale wychodzę z tego odrobinę silniejsza. Trzeba tylko spojrzeć na całość z innej strony... Pomyśleć, że tak naprawdę nie jest źle... Że zawsze mogłoby być gorzej.

   

niedziela, 13 kwietnia 2014

Pasja, hobby, zainteresowania...

    Jak zwykle długo mnie tu nie było... Zaniedbałam trochę, a nawet bardzo, bloga. No ale jak na razie nic nie mogę na to poradzić. Po świętach egzaminy a do tego czasu mam urwanie głowy ze sprawami szkolnymi i obowiązkami domowymi. A w czasie wolnym (jeśli w ogóle taki jest) naprawdę nie mam już ochoty wytężać mózgu aby skleić jakiegoś posta.


    No ale dobra, skoro już tu jestem to przejdę do rzeczy. Jak sam tytuł wskazuje, dziś chcę poruszyć temat zainteresowań, czyli ogólnie spędzania wolnego czasu.


    Każdy ma jakieś hobby, któremu chciałby poświęcić jak najwięcej czasu. Jednak nie zawsze można sobie na to pozwolić. Brak czasu... możliwości... warunków... chęci... Ale jeśli już możemy to robić, to jesteśmy w swoim świecie, którego nikt nie może zniszczyć. I to jest fajne.


    Czymś, co odrywa mnie od rzeczywistości jest na pewno rower. Dzięki niemu jestem niezależna. Jadę gdzie chcę i kiedy chcę. Kiedy jestem wkurzona mogę po prostu użyć całą swoją nadmierną siłę, aby rozwinąć cudowną prędkość. Nie boję się szybkiej jazdy, chociaż że nie mam bardzo dobrych hamulców. W sumie już kilka razy mało co nie wylądowałam na masce samochodu. Raz byłby to samochód nauczycielki, ale tym razem to nie byłoby z mojej winy. Prędkość dodaje mi siły. Daje mi wolność... namiastkę szczęścia... To wrażenie, że jestem gdzieś ponad to wszystko, co dzieje się wokół. Liczę się tylko ja i mój rower. Traktuję go jak najlepszego przyjaciela, który nigdy mnie nie zostawi i nie zawiedzie.



    Podobne uczucia żywię do muzyki. Ona wypełnia całą pustkę w moim życiu. Sprawia, że nigdy nie jestem sama... Są słowa, które nadają nowy sens sprawom, w których nie wiem co mam robić. Melodia, która nadaje rytm mojemu sercu. Nie wyobrażam sobie życia bez tego. Kiedy nie mam możliwości słuchania muzyki, to sama ją tworzę. Nucę w myślach, na głos... wygwizduję melodię (Anita miała okazję się o tym przekonać :D ) wystukuję rytm, który dla innych jest zwykłym, wkurzającym dźwiękiem. Ale dla mnie jest czymś więcej... To mój sposób wyrażania siebie... To mój sposób radzenia sobie ze stresem.



    Kolejnym zainteresowaniem jest czytanie książek. Dzięki temu przenoszę się w inny świat... Nierealny, ale dla mnie idealny. Dzięki książkom, żyjącym w nich bohaterom zmienia się mój światopogląd... Zmieniam się ja. Nikomu nie pozwolę sobie tego zabrać. To mój magiczny świat i moje reguły gry!! Nikomu nic do tego!!



    Od 2-3 lat zaczęłam interesować się kryminologią. Zaciekawiło mnie to. Zabójstwa, śledztwa, pościgi, strzelaniny... i ten cień szansy, że coś się może skończyć. Myśl, że jeden zły krok może spowodować śmierć niewinnej osoby trochę to pogarsza, ale czemu by nie spróbować? Podoba mi się to i studia na tym kierunku to mój cel.



    Drugim kierunkiem, który rozważam jest psychologia. Analiza ludzkich zachowań... przewidywanie ich następnego ruchu... możliwość idealnego odczytania i zinterpretowania go. Postanowiłam, że jeśli nie uda mi się z kryminologią to pójdę na psychologię. Tak czy siak wiem, że będę robić to co będę lubić i to się liczy.



    A Wy jakie macie pasje, hobby, zainteresowania?